We Wrocławiu w szpitalu zaopiekowała się bezdomnym bezinteresownie Małgorzata Bartyńska – Nowak, która odwiedzała chorą mamę. – To mądry wrażliwy człowiek, interesujaco się z nim rozmawia. Ma maturę. Moja przyjaźń z nim zaczęła się, kiedy pielęgniarka zapytała mnie: „To pani z TAKIM BYDŁEM rozmawia?” „Ja jestem takie samo bydło”, odpowiedziałam jej – opowiada nam pani Małgorzata.
Ponieważ Brunon Bigaj urodził się, wychował w Wałbrzychu, tu wraca. Jest bezdomny, nie ma zameldowania, dwa lata temu uległ wypadkowi w biedaszybach. Kiedy we wtorek opuścił szpital we Wrocławiu i otrzymał skierowanie do szpitala w Wałbrzychu, pani Małgorzata wsadziła go do pociągu. Nas poprosiła o odebranie mężczyzny na dworcu Wałbrzych Miasto i pomoc w dotarciu do ośrodka dla bezdomnych, a potem do szpitala.
W Domu Integracyjnym dla Bezdomnych przy ul. Pocztowej odmówiono przyjęcia meżczyzny. Raz – nie ma meldunku z Wałbrzycha, w ogóle nie ma dowodu osobistego, dwa - dom jest przepełniony. Na 60 miejsc przyjęto z powodu mrozów 88 osób. Śpią w pralni, w świetlicy i gdzie się da. Bezdomny o kulach, po szpitalu stał i czekał pokornie na swój los.
Na tak zwane słowo honoru przyjęła go do domu dla bezdomnych dyrektor biura Fundacji Tarkowskich przy ul. Internatowej. Na słowo honoru, bo mężczyzna przyjechał bez dokumentów, nie ma żadnego dochodu. Wszystko jest w trakcie załatwiania przez wolontariuszkę Małgoprzatę Bartyńską – Nowak we Wrocławiu.
Dokumenty, jakie są, dotarły już za Brunonem Bigajem. Nie wiadomo, czy zostanie przyjęty w wałbrzyskim szpitalu, lekarz oceni to na miejscu, kiedy dowieziemy chorego. Teraz zwróciliśmy się do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Wałbrzychu o rady i wskazówki, jak możemy człowiekowi pomóc.
EG