- To trwa od roku – mówi Janusz Ogłoziński mieszkający przy ul. Wałbrzyskiej 45 na Gliniku. Wcześniej miał studnię z krystaliczną wodą i własną ekologiczną oczyszczalnię ścieków. Poniemiecki zrujnowany budynek zamienił na piękny przytulny dom dla swojej rodziny. Kiedy rok temu czyszczone były rowy wzdłuż ulicy Wałbrzyskiej, która jest drogą krajową, koparki zryły przy okazji pole pana Janusza. Inwestor odkrył poniemiecki przepust. – Poszedłem do pracy, a oni przerąbali przez całą moją posesję rów koło studni i woda ściekająca z pól zatruła studnię. Kiedy zaczęli kopać naruszyli ciek wodny, wpuścili ścieki do mojej studni – opowiada pan Janusz.
Chodzi o jedną studnię i o jeden dom przy ul. Wałbrzyskiej 45. Może dlatego państwo Ogłozińscy tak borykają się z tą sprawą. Ich cierpliwość i grzeczność przynosi odwrotny skutek. A ekspertyza sanepidu jest jednoznaczna: bakterie coli powyżej 100 jednostek, bakterie Escherichia coli powyżej 100 jednostek, enterokoki 6 jednostek.
- Najgorsze jest branie wody z butelek, gotowanie obiadów. Naczynia myję i płuczę w wodzie ze studni – mówi Urszula Ogłozińska. – Nie jesteśmy w stanie kupować tyle wody do mycia i do prania! A to też koszty, bo wodę ze studni trzeba stale gotować, żebyśmy się nie potruli - mówi pan Janusz.
Nie ma możliwości technicznej przyłączenia tego domu do wodociągu miejskiego. – Nie domagam się odszkodowania. Chce tylko, żeby nasze życie wróciło do normalności. Od nikogo nic nie wymagam! Tylko chcę mieć spokój! – mówi zdesperowany Janusz Ogłoziński.
Będziemy wracać do tej bulwersującej sprawy. Sprawdzimy, czy ten, kto wyrządził szkodę, jest zobowiązany ją naprawić, czy może wykpić się niczym, pozostawiając ludzi w beznadziejnej sytuacji.
