Le Parkour - początkowo mało znana w Polsce dyscyplina sportów ekstremalnych, która jest niejako rozwinięciem gimnastyki akrobatycznej, a z czasem przerodziła się w prawdziwą sztukę uliczną. Okazuje się, że w Wałbrzychu jest ona nie mniej popularna. To nietypowy sposób spędzenia wolnego czasu, który poza ciałem rozwija także umysł.
- Jak zwykle początki nie należały do najłatwiejszych. W tym sporcie łatwo o kontuzje w postaci skręceń oraz zwichnięć – mówi Piotr Zygmunt "Devilio". – Ja mam już za sobą takie urazy jak stałe skręcenie obu kostek, a w gipsie byłem już chyba z 10 razy – śmieje się. Najmłodszy z nich ma 10 lat, a najstarszy 22. Są wśród nich freerunnerzy - jedni trenują sztuki walki, inni tańczą breakdance, lecz wiek i różne zainteresowania o niczym nie świadczą, bo każdy z nich wnosi od siebie coś nowego. - Początkowo wraz z kolegami biegaliśmy i ćwiczyliśmy na placu zabaw, póżniej zobaczyłem prawdziwych mistrzów w internecie, a teraz ćwiczę na hali sportowej – opowiada Paweł "Święty".
Oprócz biegania po mieście, co sobotę trenują na hali sportowej na Nowym Mieście. Mimo niebezpieczeństwa związanego z kontuzjami, nie poddają się. - Jak się zrobi pierwsze udane salto, to świetne uczucie, ta adrenalina, można góry przenosić – śmieje się "Devilio". Oprócz czerpania przyjemności i własnej satysfakcji, grupa ta pomaga również nowym członkom. - Rozdawaliśmy ostatnio zaproszenia na treningi – mówi Damian Pietrzak. - Trenujemy na mieście, robimy pokazy, im nas więcej tym lepiej, ale wymaga to ciężkiej pracy i poświęcenia – tłumaczy.
- Uczymy nowych jak robić to poprawnie, żeby ustrzec się od kontuzji, pokazując techniki prawidłowego lądowania. Wszystkiego nauczyliśmy się sami, próbowałem wielu innych sportów ekstremalnych, ale to co robię mnie wciągnęło – mówi Rafał "Rafi", który trenuje już 2 lata.
- Czerpię z tego olbrzymią satysfakcję, lepsze to niż siedzenie w bramie, to moja życiowa pasja, mój styl życia.