Piątek, 26 kwietnia
Imieniny: Marii, Marzeny
Czytających: 10378
Zalogowanych: 2
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Wałbrzych: Patryk Wild o Polsce i Wałbrzychu

Sobota, 1 stycznia 2011, 19:46
Aktualizacja: Poniedziałek, 3 stycznia 2011, 12:06
Autor: Sven
Wałbrzych: Patryk Wild o Polsce i Wałbrzychu
Patryk Wild
Fot. red
Dziś prezentujemy podsumowanie roku 2010 w oczach Patryka Wilda.

Rok, w którym traciliśmy Państwo. Tak właśnie myślę o mijającym roku.

Przez cały ten rok Polska przestawała być podmiotem, z którym ktokolwiek się liczy i który wykazuje jakiekolwiek własne ambicje i aspiracje. Paradoksalnie działo się w chwili, gdy Polak pełnił funkcję przewodniczącego Europejskiego Parlamentu, a wszyscy poklepywali nas po plecach. Nie mamy ani Tarczy ani Patriotów, ruszyła budowa Nord Streamu, ani nawet w pełni sprawnych F16.

NATO coraz bardziej staje się fikcją, Europa zasklepia się w narodowych egoizmach i przeżywa olbrzymie problemy… A polska polityka zagraniczna maszeruje od sukcesu do sukcesu, za który uznajemy uśmiechy i przyjazną atmosferę spotkań.

W niewyjaśnionych do dziś okolicznościach na terenie raczej niezbyt przyjaznego nam kraju zginęła prezydencka Para oraz 94 inne osoby z kierownictwa Państwa. Nikt nie poniósł za to odpowiedzialności, nikt nie dostał upomnienia, czy na czas wyjaśniania sprawy nie został odsunięty od służby. Zapewne wszyscy odpowiadający za ten lot, za procedury dostali już nagrody roczne….

Premier RP przekazał sprawę wyjaśnienia katastrofy Rosyjskiemu Państwu. Państwu, które nie potrafi wyjaśnić sprawy zabójstw: Anny Politkowskiej, Stanisława Markiełowa, Anastasi Baburovej, Natalii Estemirowej, Andrieja Kulagina, Zaremy Sadułajewa i jej męża Alika Dżibrałow …. i dziesiątków innych dzielnych ludzi, którzy odważyli się sprzeciwić tamtejszej władzy. Państwu, które za to dla odmiany w pełni sprawnie prowadzi śledztwo w sprawie Michaiła Chodorkowskiego, które napada na swoich sąsiadów, prowadzi ludobójczą eksterminację mieszkańców Czeczenii i które jest uznawane za jedyne realne zagrożenie dla polskiej suwerenności.

Państwu, którego agresywnej polityce czynnie i nie bez sukcesów sprzeciwiał się nieżyjący Prezydent RP. I to właśnie Rosja będzie wyjaśniała zagadkę jego śmierci. A stało się tak w wyniku decyzji premiera polskiego rządu. Dla podjęcia tej decyzji pan Premier uznał lot wojskowego samolotu, pilotowanego przez wojskowych pilotów, startującego z wojskowego lotniska, lądującego na innym wojskowym lotnisku za lot cywilny….

Przy okazji smoleńskiej katastrofy straciliśmy dowództwo całych sił zbrojnych. Mam surową opinię na temat faktu, że ludzie którzy mieli dowodzić obroną kraju, wsiedli gremialnie do jednego samolotu, a kiedy spotkali się na pokładzie żaden z nich nie powiedział: „Panowie w tej chwili połowa z nas przesiada się do drugiej maszyny, albo nie leci”.

Ale fakt, że W XXI wieku nie potrzeba pancernych dywizji Guderiana czy plutonów NKWD, żeby zlikwidować całe dowództwo Polskiej Armii, jest porażający. Podobnie jak fakt, że to kolejna katastrofa tego typu.

Krwawa kadencja trwa, straty w najwyższych rangą oficerach Wojska Polskiego przekroczyły już chyba bilans II Wojny Światowej. Siły zbrojne likwidują się same, a pacyfikator Klich nadal jest ministrem. Ciekawe czy też dostanie nagrodę roczną?

Ale nawet Państwo, które olewa suwerenność i obronność mogłoby chociaż zadbać o wewnętrzny system transportowy i jego infrastrukturę. Normalnie system taki to drogi, kolej i żegluga (śródlądowa). Na tę ostatnią gałąź nie liczę, bo w Prywislańskim kraju zajmuje się nią…. Ministerstwo Ochrony Środowiska. Dlatego ten rodzaj transportu umarł u nas już dawno (a np. w Niemczech – kraju autostrad i kolei, wozi się wodą 12% woluminu towarów). Zostają drogi i kolej.

W roku 2010 liczba pasażerów polskiej kolei spadła o 15%. Podobnie z towarówką, a to co stało się z rozkładem jazdy, to po prostu jazda. Rządzącym nie potrzeba było do tego dywanowych nalotów. Należało tylko umocnić wpływ na decyzje dotyczące kolei w Polsce osobom z tzw. „sitwy PKP”. I to wystarczyło, aby bez bombardowań doprowadzić do gigantycznego upadku infrastruktury i kompletnej dezorganizacji systemu, przy jednoczesnym zachowaniu monopolu na to co ważne w rękach „odpowiednich ludzi” (oczywiście z PKP).

Zablokowano też w praktyce rozpoczęty proces przejmowania przez samorządy infrastruktury kolejowej, który był szansą na demonopolizacje zarządzania infrastrukturą. Za to Ministerstwo Infrastruktury chwali się najdroższymi na świecie remontami infrastruktury za zewnętrzne, unijne, pieniądze. Dotyczą one aż 8% upadającej sieci ….. Za unijne środki mieliśmy szanse dokonać skoku jakościowego na polskiej kolei. Tę szansę zmarnowaliśmy ….

Szansę marnujemy też w przypadku dróg. Kiedy w marcu 2008 roku Premier ze śmiertelną powagą zaprezentował Strategiczny Plan Rządzenia zakładający wybudowanie do 2015 roku 1400 km nowych autostrad i 2700 km ekspresówek, przecierałem ze zdumienia oczy. Plan ten oznaczał, że rocznie przez 8 lat będziemy oddawali do użytku ponad 600 km nowych dróg parametrów A/S, czyli mniej więcej tyle, ile w 2008 roku liczyła cała sieć autostrad w kraju. 1,5 km dziennie …. Cóż projekt się wywrócił - inaczej być nie mogło.

Ale mieliśmy unijne pieniądze i coś jednak zaczęliśmy budować. Warto się zastanowić, jak powstające obecnie drogi zmienią Polską rzeczywistość i jak powstająca sieć odpowiada na potrzeby transportowe kraju. Strategicznym interesem Polski jest – przede wszystkim - integracja centrów rozwoju kraju, czyli rozbudowa powiązań pomiędzy biegunami własnego wzrostu. Najsilniejszym centrum wzrostu jest i będzie Warszawa. Ale system autostrad nie łączy bezpośrednio Warszawy z Krakowem, Wrocławiem, Trójmiastem, czy Aglomeracją Śląską. System Autostrad jaki budujemy to tranzytowe przejście przez Polskę – potrzebne głównie naszym sąsiadom. Jeśli Autostrady łączą jakieś bieguny polskiego rozwoju, to czynią to przy okazji.

Dlatego łączeniu centrów (lokomotyw) gospodarczego rozwoju Polski miały służyć „ekspresówki”. W roku 2010 dowiedzieliśmy się, że większości z nich nie będzie. Będzie za to A4 od Rzeszowa do granicy z Ukrainą, ale absolutnie najważniejszy odcinek sieci autostradowej w Polsce, czyli A1 pomiędzy Śląskiem a Aglomeracją Łódzką (z odejściem na Warszawę drogą S8), nie powstanie do 2014 roku. Nie będzie nawet odcinków ekspresówek w okolicach największych miast (Warszawy czy Krakowa). A przecież - skoro nie stać nas na drogi pomiędzy najważniejszymi biegunami wzrostu - to przynajmniej powinniśmy wybudować odcinki tych dróg kanalizujące najintensywniejszy aglomeracyjny ruch w pobliżu głównych miast (30-50 km od ich centrów) oraz ich obwodnice.

Rzut oka na mapę tego, co powstanie do 2012 roku pokazuje, że to „sen wariata”, a nie efekt systemowego podejścia do planowania sieci komunikacji. Albo raczej efekt huraoptymistycznego rozpoczęcia wielu inwestycji na różnych frontach robót, a potem nagłej obserwacji, że „kasy brak”. Pieniądze unijne się skończą, zostaniemy z przypadkowymi ogryzkami planowanej sieci dróg, z których większość nie będzie skończona. Następnej szansy na normalne drogi nie będzie przez kilkanaście lat.

Na Dolny Śląsku i tak mamy tak wielkie szczęście, bo powstaje AOW i będziemy mieli S8 do Warszawy. Straciliśmy natomiast S5 Wrocław – Poznań, czyli powiązanie drogowe pomiędzy głównymi lokomotywami gospodarczymi zachodniej Polski. Inni mają dużo gorzej: nie będzie na przykład S7 z Trójmiasta do Warszawy i dalej z Warszawy do Krakowa, ani S 12 łączącej aglomerację Bydgosko-Toruńską ze Stolicą.

Krzysztof Rybiński przyrównał ostatnio premiera Tuska do Gierka. Jeśli chodzi o przyrost długu to pewnie prawda. Ale Gierek przynajmniej zbudował Centralną Magistralę Kolejową oraz słynną „gierkówkę”. I trudno sobie wyobrazić potrzebniejsze wtedy inwestycje - więc te pożyczone pieniądze przynajmniej w części wydawał racjonalnie. A patrząc na realizowane dziś inwestycje można tak powiedzieć? Paradoksalnie siermiężny PRL w myśleniu o państwowych sprawach takich jak infrastruktura – przynajmniej na poziomie planistycznym i ideowym - był bardziej rozwinięty niż III RP.

Skąd biorą się takie efekty? Lenin mówił kiedyś, że o wszystkim decydują kadry. To punkt, w którym zgadzają się z nim kapitalistyczni teoretycy i praktycy zarządzania. A jakie kadry hoduje rządząca ekipa? Dziś do służby Państwu garnie się zgraja pustogłowych wazeliniarzy, która ma liszaje od podlizywania „komu trzeba”. Tak ma wyglądać średni szczebel zarządzania państwem?

Nic nie powoduje gorszego zniszczenia każdej organizacji jak przykład awansu i utrzymywanie stanowisk przez kompletne miernoty i demonstracyjną niesprawiedliwość przy rozdzielaniu nagród i kar. Przykładami tego rodzaju praktyk w naszym Państwie można sypać niemal codziennie. Premier właśnie dymisjonuje wiceministra infrastruktury za efekty reformy, którą sam firmował i przepychał, ale Minister Grabarczyk zostaje na stołku. Wicepremier Schetyna poleciał za aferę hazardową (no umówmy się żadnych argumentów tu nie było), ale Klich za śmierć całego dowództwa armii odpowiedzialności nie poniósł. Ale to co dzieje się w spółkach skarbu państwa to dopiero jest Circus Maximus. Polecam tu – jako przykład pierwszy lepszy - karierę menadżerską niejakiego Roberta Jagły młodego dolnośląskiego orła zarządzania. http://www.tygodnikswidnicki.com.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=658

Żaden profesjonalista nie będzie chciał wchodzić w bagienne otoczenie, w którym można zostać ukaranym za nie swoją winę, a nagrody nie zależą od efektów pracy. Służbę państwu wyczyszczono więc z profesjonalistów i ludzi ideowych, a oddano na żer partyjnej szarańczy. Ludzi zbyt leniwych, by pracować fizycznie i zbyt ograniczonych, by zarabiać na życie swoim intelektem. Degrengolada kadry zarządzającej krajem trwała już oczywiście za poprzednich ekip. Nigdy jednak w takiej skali. Zniechęcenie zdolnych, ambitnych i profesjonalnych „ludzi państwa” (takich jak np. była minister w resorcie pracy Agnieszka Chłoń-Domińczak) do służby dla kraju i zastąpienie ich za przeproszeniem „Marcinem Rosołem” czy innym Dyzmą, to najcięższa zbrodnia przeciw Polsce dokonana w ostatnich latach przez rządzących. Dobrym przykładem tego typu polityki kadrowej Partii mamy na Dolnym Śląsku.

3 lata temu PO odwołała swojego Marszałka Andrzeja Łosia. Profesor Andrzej Łoś był wieloletnim samorządowcem, wiceprezydentem Wrocławia i przewodniczącym rady miejskiej, Wicewojewodą, radnym sejmiku, specjalistą od polityki europejskiej i regionalnej.
Zastąpiono go partyjnym nominatem, dla którego była to pierwsza praca na stanowisku kierowniczym i pierwsza praca w administracji. Był idealnym marszałkiem. Nic nie kontestował, z wszystkimi się zgadzał, kadrowe polecenia partii wypełniał bez szemrania i na telefon.

Na efekty nie trzeba było czekać za długo. W 2007 roku województwo dolnośląskie (jeszcze pod wodzą Łosia) jako pierwszy region w Polsce zakończyło negocjacje z Komisją Europejską i przystąpiło do wdrażania Regionalnego Programu Operacyjnego (Unijnego Programu Pomocowego). 3 lata temu byliśmy liderem – numerem jeden w kraju.

Dziś ukazał się ranking wykorzystania unijnych środków:
http://www.rp.pl/galeria/55692,2,586126.html
Dolny Śląsk jest na 14 miejscu na 16 województw.

A teraz efekty - czyli ile to nas kosztuje?: Pomiędzy polskie województwa podzielona zostanie dodatkowa pula środków unijnych w wysokości pół miliarda Euro. Najwyżej punktowani w rankingu dostaną najwięcej. My jesteśmy w gronie 20% najgorszych województw. Oznacza to, że straciliśmy około 120-150 milionów złotych. Tyle kosztuje niekompetencja. A osoba odpowiedzialna za tą kompromitację, czyli poprzedni marszałek, otrzymała w nowym zarządzie województwa stanowisko, które w zakresie odpowiedzialności ma….. Unijne Fundusze. Jeden facet, setki milionów strat. Takie sukcesy jakie kadry.
Gospodarka jest następna w kolejce…

Jedynie w ekonomii było w tym roku naprawdę dobrze. Polska gospodarka najlepiej w Europie znosiła światowy kryzys (paradoksalnie wynika to z jej zapóźnienia oraz tego, że nie mamy jeszcze Euro). Dzięki relatywnie dobrej koniunkturze gospodarczej wspomaganej środkami pomocowymi z UE, oraz dzięki temu, że od 2009 roku obniżono podatki, Polska podskoczyła o kilka pozycji w najważniejszych rankingach konkurencyjności światowych gospodarek. Obym się mylił, ale wydaje mi się, że to właśnie się kończy. Utrzymanie sitwowych przywilejów oraz monopoli plus stały nowotworowy rozrost biurokracji, która jest paśnikiem partyjnej szarańczy, to kredytowany rachunek, który w końcu trzeba spłacić. I właśnie nadchodzi czas zapłaty. Dlatego od 1 stycznia wprowadzane są nowe podatki i para podatki i tniemy inwestycje. A to dopiero początek. Doraźna danina, żeby przetrwać do kolejnych wyborów. Potem się zacznie.

Jedno można powiedzieć na pewno. 2011 to będzie ciekawy rok. Czy może być gorszy od obecnego? To zależy czy jesteś optymistą czy pesymistą? Bo optymiści twierdzą, że nie.

Czytaj również

Komentarze (21)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group