I wszystko zaczęło się od Jedwabnego. Rozpocząć dyskusję o polskiej pamięci od Jedwabnego to jak zacząć rozmowę o kuchni francuskiej od robaków. Efekt? Jasny od pierwszych minut.
Patent konferencji był prosty: wejdź na scenę, odwróć role sprawcy i ofiary, miej minę „ja tylko pytam" – i licz na aplauz. Padły tezy o „trudności w rozróżnianiu, kto był sprawcą, a kto ofiarą" oraz sugestie, że polska pomoc Żydom była „mitem". Mit? Powiedzcie to tysiącom ludzi, zamordowanych za ukrywanie sąsiada.
Problem polega na tym, że w debacie publicznej regularnie zaprasza się gości o skrajnie różnych perspektywach – proniemieckich, prożydowskich – i to nas, Polaków, rozlicza się z historii. Tymczasem powinniśmy kierować się faktami. Odróżniać ofiarę od sprawcy.
Polska ofiarą? Nie. Teraz w modzie jest Polska sprawcą.
Sprawcy: Niemcy.
Ofiary: przede wszystkim Żydzi i Polacy. To oni płacili najwyższą cenę za hitlerowski terror – miliony zamordowanych, miliony wygnanych, miliony utraconych rodzin i domów. Najprostsze równanie II wojny światowej. I nie pozwolimy, by ktoś je zacierał.
Tymczasem podczas konferencji padały słowa-klucze rodem z warsztatów akademickich: „złożoność", „niejednoznaczność", „perspektywa emocjonalna". W praktyce oznaczało to jedno: zaciemnianie faktów. Polacy mieli wyglądać na sprawców. Wystarczy odpowiednio ułożyć narrację, by zmienić role ofiary i kata. To nie była dyskusja. To była oszukańcza debata. Słowa służyły manipulacji. Organizatorzy dziękowali gościom, prelegentom i moderatorom. Słusznie – docenić można profesjonalizm. Szkoda tylko, że wszystko odbyło się kosztem prawdy i polskiej pamięci historycznej.
Bo kiedy na konferencji o miejscach pamięci mówi się: nie wiadomo, kto był katem, nie wiadomo, kto był ofiarą, nie wiadomo, czy Polacy pomagali Żydom – to nie przypadek. To taktyka.
Kilka niewygodnych faktów, których nie znajdziecie we „współczesnych narracjach": Polska była jedynym krajem, gdzie za pomoc Żydom groziła kara śmierci dla całych rodzin. A mimo to Polacy pomagali – i płacili życiem. Polskie Państwo Podziemne karało szmalcowników – jako jedyne podziemie w Europie. Żegota – instytucja państwowa pomagająca Żydom – istniała tylko w Polsce. Jan Karski, Witold Pilecki i wielu innych ryzykowało wszystko, żeby Zachód dowiedział się o Zagładzie. A Zachód wygodnie udawał, że „nie słyszy". Polska odmówiła współpracy z Hitlerem. Wielu innych – mniej. To fakty. Fakty, które bolą najbardziej.
Jedwabne zostało wrzucone na początek konferencji jak granat hukowy: żeby ogłuszyć i ustawić perspektywę. Tymczasem śledztwo nie zostało zakończone. Ekshumacja została przerwana. Stan badań nie pozwala wydać ostatecznych wniosków, że wykonawcami zbrodni w Jedwabnem byli Polacy. Ale dlaczego miałoby to przeszkadzać w budowaniu narracji? W końcu celem nie była prawda – tylko emocjonalny efekt.
Najbardziej irytujące w tym wszystkim jest jedno: możemy – a nawet powinniśmy – mówić o ciemnych kartach naszej historii. To robią narody poważne. Ale czym innym jest analiza, a czym innym ćwiczenie z obwiniania ofiary. Gdy słyszę, że pomoc Polaków Żydom to „mit", a odpowiedzialność można „różnie interpretować", widzę nie historię – tylko upolityczniony teatr w akademickim kostiumie.
Polska nie potrzebuje „nowoczesnej narracji". Polska potrzebuje prawdy. Polska była ofiarą brutalnej okupacji. Polska nigdy nie współpracowała z Niemcami w budowaniu systemu Zagłady. Polacy pomagali – często w warunkach absolutnie nieludzkich. Manipulowanie tą historią jest nadużyciem moralnym.
Jeśli ktoś chce sprzedawać „rewizje historii" jako produkt premium – niech nie robi tego pod szyldem etyki i pamięci. Nie pozwolimy, by Polskę przerabiano na sprawcę w imię „nowoczesnych narracji". Nie pozwolimy, by pamięć stała się towarem. Nie pozwolimy, by mówiono nam, że nasze cierpienie było „opcjonalne", a nasza pomoc – „mitem".
Jeżeli ktoś chce tworzyć alternatywne historie – proszę bardzo. Ale niech to robi w dziale „fikcja". Polska historia to nie powieść – to fakt.
Autor artykułu: Tomasz Niemas












