37 największych miast w Polsce – każde powyżej 100 tys. mieszkańców – liczy dotację dla przedszkoli niepublicznych według tego samego ustawowego wzoru (wzór jest jednakowy dla każdego samorządu).
Jak wygląda ten wzór? Wszystkie wydatki ponoszone na własne przedszkola sumuje się, odejmuje się niektóre koszty (wskazane w ustawie) i dzieli przez liczbę uczniów w przedszkolach w danej gminie. Wychodzi stawka dotacji na jednego ucznia. Następnie wynik mnoży się przez 75% (dla przedszkoli niepublicznych, dla publicznych jest 100%). Wychodzi kwota roczna, dzieląc przez 12 - mamy stawkę miesięczną. Proste. Wystarcza kalkulator, choć excel jest bardzo przydatny.
W teorii koszty powinny być porównywalne. A w praktyce? Wykres mówi sam za siebie: w Wałbrzychu miesięczna stawka to niecałe 1000 zł, a w Warszawie ponad 1800 zł. To różnica na poziomie 55%!
Czy w Wałbrzychu nauczyciele zarabiają o połowę mniej niż w stolicy? Nie – bo 70% kosztów przedszkoli to właśnie wynagrodzenia, a system płac oparty jest o ministerialne rozporządzenie. Czy więc możliwe jest, by w Warszawie pracowali wyłącznie nauczyciele dyplomowani (z najwyższymi pensjami), a w Wałbrzychu sami początkujący?
To rodzi kolejne pytania:
Czy mamy do czynienia z kreatywną księgowością w samorządach? Procesy sądowe pokazały, że tak, a mimo to ten proceder trwa nadal?
Czy różnice wynikają z tego, że jedne miasta przypisują wydatki na przedszkola do innych działów i paragrafów budżetu, zaniżając oficjalny koszt? Historia pokazała, że kreatywność potrafi być zdumiewająca.
Czy może niektóre samorządy świadomie minimalizują „koszt dziecka" w sprawozdaniach, by ograniczyć dotacje dla sektora niepublicznego?
Bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że koszt utrzymania dziecka przedszkolu samorządowym w Wałbrzychu to nieco ponad połowa tego, co w Warszawie, skoro dzieci w obu miastach bawią się, uczą (i uczą bawiąc), realizowana jest ta sama podstawa programowa wychowania przedszkolnego, sprawowana jest wobec nich opieka, wychowanie i kształcenie? Warunki są również podobne, bo te reguluje szereg przepisów prawa.
Jeśli wzór jest ten sam, a wynik tak drastycznie różny – to problem nie tkwi w sposobie organizacji przedszkoli, lecz w transparentności finansów publicznych. A to oznacza jedno: trzeba się temu dokładnie przyjrzeć.
Kto tu kogo oszukuje???