Na szczęście nic się nie paliło. Były to doroczne ćwiczenia połączonych sił ratowniczych. Obok piętnastu jednostek strażackich, zawodowych i ochotniczych, do stadniny w Książu przybyła także policja, pogotowie ratunkowe, straż miejska oraz Zygmunt Pala, Naczelnik Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Współpracy z Zespolonymi Służbami i Strażami w Starostwie Powiatowym w Wałbrzychu.
- Ćwiczenia zakładają pożar krytej ujeżdżalni, zbudowanej z drewna modrzewiowego, będącej zabytkiem na światową skalę oraz jednej stajni, ale tej „najtrudniejszej”, w której przebywają klacze ze źrebakami. Scenariusz zakładał wyprowadzenie zwierząt w bezpieczne miejsce oraz ugaszenie pożaru. Dodatkowym utrudnieniem był całkowity brak wody w stadninie. Trzeba ją było dostarczać ze zbiornika oddalonego o półtora kilometra. Oczywiście w rzeczywistości wodę mamy w zbiorniku i hydrantach. Chodziło o stworzenie sytuacji, przy której każda rzeczywista będzie łatwiejsza do opanowania – mówił szef stadniny Leszek Łachmacki.
W czasie akcji ratowniczej zlokalizowano, odnaleziono i odwieziono do szpitala dwoje poszkodowanych, policja schwytała podpalacza, który uciekał z zakładnikiem, a straż miejska pilnowała porządku na terenie obiektu. Gaszenie pożaru trwało godzinę: - To nasze doroczne ćwiczenia. Ich przeprowadzanie ma duże znaczenie szkoleniowe. Mamy wielu młodych stażem strażaków, wykształconych, ale potrzebujących doświadczenia. Ponadto jest to dobra okazja do przećwiczenia wspólnych działań z innymi służbami. Ta praktyka zaowocuje w przypadku prawdziwego zagrożenia. Koszty takich ćwiczeń nie są małe, ale są niczym w porównaniu ze stratami ludzkimi i materialnymi spowodowanymi realnymi katastrofami i pożarami. Powiem tylko, że przy obiekcie o takiej kubaturze, by gaszenie było skuteczne, wylewamy 1400 litrów wody na minutę – zdradził zastępca komendanta PSP w Wałbrzychu Krzysztof Szyszka.
A konie w tym czasie spokojnie pasły się na łące.