Od pamiętnego czerwca 1989 roku kiedy braliśmy udział w częściowo wolnych wyborach minęło 36 lat. Tamte wybory były bardziej ogólnopolskim referendum przeciwko komunistycznej władzy narzuconej Polsce po II wojnie światowej, niż wyborem kandydatów z list Komitetu Obywatelskiego Solidarności.
Upadł PRL! Doczekaliśmy się wolnej Polski. Ocena tej 36-ścioletniej drogi którą przeszła Polska, a wraz z nią Polacy biorący udział w tamtych pamiętnych wyborach z pewnością nie jest jednoznaczna i wymaga szerszego omówienia. Nie będę tutaj szczegółowo opisywać najistotniejszych, z mojego punktu widzenia, wydarzeń wpisanych w historię Polski przez te blisko czterdzieści lat. Wspomnę tylko: Magdalenkę, Okrągły Stół, reklamówki z niemieckimi markami (dawna jednostka monetarna Niemiec) dla Tuska, Nocną Zmianę, powstanie Porozumienia Centrum, powrót do władzy komunistów w 1993 roku i wiele innych ważnych wydarzeń, które wymagałyby osobnych analiz i ocen.
Jak więc ocenić jednym zdaniem tę drogę? To droga:
OD NADZIEI I NAIWNOŚCI DO NIENAWIŚCI.
Do nadziei, która towarzyszyła nam w 1989 dołączyła naiwność, która w konsekwencji pozwoliła aż do 2015 roku sprawować władzę środowiskom związanym z obecną koalicją 13-stego grudnia. Wyjątek stanowiły rządy: pół roku Jana Olszewskiego, mniejszościowy AWS-u i PiS-u w egzotycznej koalicji z LPR i Samoobroną 2005-2007.
Trzeba przyznać, że spadkobiercy komunistów wraz z lewą i liberalną częścią dawnej antykomunistycznej opozycji skutecznie neutralizowali wszelkie inicjatywy środowisk dążących do budowy konserwatywno-narodowej frakcji parlamentarnej. Już w 1990 roku pisał o tym, w książce „Więcej Polski”, wałbrzyski senator prof. Włodzimierz Bojarski.
Mało kto pamięta słowa Donalda Tuska, że „Polskość to nienormalność”, a one stały się jego dewizą. Co gorsze tą dewizę przejęło od niego wielu polityków z jego otoczenia, uznających dominację Niemiec w UE za rzecz naturalną.
Wraz z rozwojem nowych technologii telekomunikacyjnych nasilała się agresja lewicowo-liberalnych środowisk wobec formacji i inicjatyw patriotycznych, Kościoła Katolickiego oraz partii sprzeciwiających się walce z tradycjami i wartościami narodowymi. Co raz to większy udział w dzieleniu społeczeństwa, obok Gazety Wyborczej, odgrywały polskojęzyczne media takie jak TVN czy niemiecki ONET.
Do wzrostu nienawiści Donalda Tuska do PiS i jego elektoratu, a szczególnie do braci Kaczyńskich, przyczyniła się trauma jaką przeżył podczas wyborów prezydenckich w 2005 roku.
Wówczas Donaldowi Tuskowi, który tylko raz odważył się stanąć do bezpośredniej rywalizacji w wyborach personalnych, nie pomogło zawarcie, po 27 latach od ślubu cywilnego, sakramentu małżeństwa, podobnie jak publikowanie zdjęć szczęśliwej „katolickiej rodzinki” przy domowym ołtarzyku. Przegrał wówczas z kretesem ze śp. Prezydentem Lechem Kaczyńskim, a trauma z tym związana nie opuszcza go do dzisiaj. Nie uleczyła tej traumy ucieczka do Brukseli, tulenie się do piersi Angeli Merkel, ani reset z Putinem i śmierć jednego z braci Kaczyńskich.
Wydawać by się mogło, że Donald Tusk osiągnął już górną granicę politycznej agresji wobec Zjednoczonej Prawicy, którą obrazują działania koalicji 13 grudnia, określanych przez niego mianem „demokracji walczącej”. Wyrazem tej „demokracji” są: siłowe przejęcie TVP z wyłączeniem sygnału telewizyjnego, wejście z łomami do Prokuratury Krajowej, areszty wydobywcze stosowane wobec urzędników i duchownych, odwoływanie ambasadorów niezgodnie z Konstytucją, podważanie kompetencji Prezydenta RP, Trybunału Konstytucyjnego, KRS i Sądu Najwyższego, a nawet ignorowanie opinii Komisji Weneckiej.
Nic z tego! Tym razem celem Tuska stał się bezpartyjny kandydat (wspierany przez wiele środowisk, w tym przez PiS i „Solidarność” zarówno tą pracowniczą jak i wiejską), dzisiaj już Prezydent elekt Karol Nawrocki. Machina nienawiści uruchomiona przez Tuska, którą cechuje cynizm, hipokryzja, hejt, fake news oraz zwykłe chamstwo nabrała niespotykanego rozmachu i przy wsparciu służb państwowych, GW, ONET-u i TVN-u miała zapewnić sukces wyborczy jego partyjnemu zastępcy.
Jednym z najbardziej aktywnych (myślę, że nawet w skali kraju) trybów tej machiny nienawiści był i jest prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej. Ponieważ nie miał on zbyt wielu argumentów uzasadniających jego poparcie dla wiceprzewodniczącego swojej partii uznał, podobnie jak Tusk, że skuteczniejszym narzędziem dla usłania drogi R. Trzaskowskiemu do Pałacu Prezydenckiego, będzie obrzydzanie wyborcom jego konkurenta.
Prezydent Wałbrzycha na temat dr Karola Nawrockiego wygłaszał publicznie oszczerstwa i prymitywne insynuacje. Czynił to w wywiadach (m.in. dla TV Wałbrzych), publikując je w mediach społecznościowych oraz rozpowszechniając na ulotkach wyborczych, które osobiście rozdawał mieszkańcom Wałbrzycha.
Panie Romanie Szełemej pomawiał Pan osobę, której nie zna, nie znając ani jednego udokumentowanego negatywnego wydarzenia z jego życia. Biorąc pod uwagę Pana wykształcenie i funkcję jaką Pan pełni, szokuje tak niska Pana postawa moralna.
Panie Prezydencie, Panie Doktorze, stał się Pan współautorem jednej z najbardziej brutalnych, brudnych i niegodziwych kampanii wyborczych po 1989 roku.
Donald Tusk znów przegrał i Pan przegrał wraz z nim !!!
Wygrała Polska jako suwerenny kraj w Unii Europejskiej !!!
Jerzy Langer