Wtorek, 16 kwietnia
Imieniny: Cecylii, Julii
Czytających: 6719
Zalogowanych: 7
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Wałbrzych: "Byłem gangsterem" – Wywiad z Arturem Cerońskim

Środa, 17 kwietnia 2013, 17:27
Aktualizacja: Piątek, 19 kwietnia 2013, 10:51
Autor: Michalina
Wałbrzych: "Byłem gangsterem" – Wywiad z Arturem Cerońskim
Fot. Michalina
6 kwietnia, W Galerii Victoria Artur Ceroński spotkał się z mieszkańcami Wałbrzycha. Opowiedział im o swoim życiu i dał świadectwo nawrócenia, przemiany z gangstera, przestępcy w osobą kochającą Boga i ludzi, pastora. Rozmawiamy z Arturem Cerońskim o jego relacji z Bogiem, o miłości, walce o prawdę i dzieleniu się dobrem. Zapraszamy na szczere wyznania byłego gangstera.

-Byłem gangsterem. Taki tytuł nosiło Pańskie spotkanie z wałbrzyszanami w Galerii Victoria. Ale to też bardzo trudne wyznanie. Co czuje człowiek, który prowadzi takie życie, jak Pan teraz, jest pastorem, uczy innych jak podążać dobrymi ścieżkami, ewangelizuje, mówiąc takie słowa? Czy to duma, osiągnięcie biorąc pod uwagę tę ogromną przemianę, czy wstyd, ciągłe piętno, które na Panu spoczywa?

-Ja jestem z całą pewnością szczęśliwym człowiekiem, natomiast jestem zupełnie świadomy, komu to zawdzięczam i to w jakiś sposób każe mi myśleć, że coś osiągnąłem, bo kiedy człowiek coś osiągnie to jest w stanie samozadowolenia. Na pewno nie jest mi żal, ani wstyd. Ja kocham ludzi- mam takie skrzywienie, najbardziej po ludzku lubię ludzi i poziom mojego szczęścia wzrasta, kiedy widzę, że ludzie zawracają z drogi do piekła. Można to nazwać jakąś satysfakcją.

-Kiedy nastąpił moment, gdy zdał Pan sobie sprawę, że nie takim człowiekiem chce Pan być? Mam na myśli jakiś etap w dojrzewaniu człowieka. Czy to był proces, jakaś dłuższa walka ze sobą, czy konkretne wydarzenie, które stało się punktem zwrotnym?

-Był to pewnego rodzaju proces, bo to było rozłożone, powiedzmy, w miesiącach. Ale na pewno punktem zwrotnym było uświadomienie sobie, że Bóg jest, że w ogóle istnieje, że nie jest to jakaś historia, tylko coś prawdziwego. Drugą sprawą jest to, że On mnie kocha, że to jest osobiste, dla mnie, nie że Bóg jest gdzieś daleko, dla kogoś, tylko że jest dla mnie, że mnie- Artura kocha. I to był moment zwrotny- uświadomiłem sobie miłość Boga do mnie. Że jest prawdziwy Bóg i prawdziwa miłość.

-Czym teraz zajmuje się Pan na co dzień? Na czym polega Pana praca? Czy widzi Pan efekty swojego świadectwa w życiu innych ludzi? Myśli Pan, że jest im to potrzebne?

-Do marca pracowałem jeszcze zawodowo, w handlu. Natomiast w tym czasie prowadziłem też kościół, bardzo dużo jeździłem i głosiłem Ewangelię. Czas niestety sprawił, że musiałem zrezygnować z pracy zawodowej. Jestem pastorem Kościoła, prowadzę Wspólnotę Ewangeliczną , jestem Ewangelistą, jeżdżę i głoszę Ewangelię, piszę artykuły do gazet, a obecnie planuję napisać książkę. Tym się zajmuję. I widzę efekty tego, co robię- ogromna ilość ludzi realnie nawraca się do Boga i to na wielu różnych płaszczyznach. Docieramy do szkół z profilaktyką uzależnień, do młodych ludzi, którzy nigdy nie spotkali się z żywą Ewangelią i widzimy, że ma to bardzo duże przełożenie na ich życie. Około 80% nastolatków, osób w wieku tak zwanego buntu, dochodzi do wniosku, że musi zmienić swoje życie i zupełnie inaczej je poprowadzić. Także zdecydowanie tak, widać efekty.

-Czy zgadza się Pan z opinią, że przeszłości nie da się wymazać, puścić w niepamięć, że nasza przeszłość jest częścią nas samych? Czy jest Pan już absolutnie wolny od tego, co zajmowało Pana dawniej? Czy to ciągle w jakiś sposób ciąży na Pana osobowości?

-Nie, ja jestem absolutnie przekonany, że każdy człowiek ma szansę zupełnie zmienić swoje życie, odciąć się i nie mieć nic wspólnego z tym starym sobą, tym, który robił te złe rzeczy. W ogóle to na mnie nie ciąży, mówiłem o tym już u Ewy Drzyzgi, ja nawet nie mam odczucia, że byłem takim człowiekiem. Może to jest jakaś „schizofrenia duchowa”, w takim bardzo pozytywnym znaczeniu, ale uważam się za nowego człowieka.

-A stosunek innych ludzi? Z pewnością niejednokrotnie spotkał się Pan z jakimiś nieprzyjemnościami, komentarzami, hasłami: „o, to ten gangster”, może w dalszym ciągu wzbudza Pan u niektórych ludzi strach, czy brak zaufania. Bo, na pewno przyzna Pan, że tak diametralna zmiana nie jest czymś oczywistym i często spotykanym.

-Stosunek innych ludzi jest przeróżny- począwszy od tego, że ludzie są naprawdę dotykani przez Boga i przyjmują całym sercem to, co robię, a skończywszy na ubliżaniu, paszkwilach w gazetach. Niedawno ukazał się artykuł o mnie: „Zabił człowieka, teraz wypędza demony”- dziennikarze nie mogąc zaprzeczyć cudom, które widzieli (kobieta wstała z wózka inwalidzkiego), wyciągają przeszłość i mówią: „To jest morderca, który dzisiaj wymyślił sposób na wyłudzanie pieniędzy, nic się nie zmieniło w jego życiu”. Także opinie są bardzo różne.

-A Pańscy bliscy? Zmiana duchowa, to też zmiana środowiska, otoczenia. Jak było z Pana rodziną, przyjaciółmi? Zmieniali się razem z Panem, czy pozostawił Pan ich po tamtej stronie wraz z nawykami z przeszłości?

-Część z nich zmieniła się razem ze mną, a część nie. Moja żona nawróciła się- jesteśmy dzisiaj szczęśliwym małżeństwem, mama również, część znajomych także. Ale większa część się odseparowała. Ja przestałem być dla ludzi osobą intratną, wręcz stałem się kłopotliwy, bo zacząłem mówić prawdę, zacząłem mówić wprost, to stało się dla mnie fundamentem. Mam kontakt z częścią tych ludzi, a reszta zupełnie się ode mnie odcięła- oni ode mnie, a nie ja od nich. Mieszkam dalej tam, gdzie mieszkałem, nie wyprowadziłem się z tamtego miasteczka, nawet mieszkam w tym samym mieszkaniu, to środowisko się ode mnie odseparowało.

-Co jest dla Pana teraz najważniejsze, co jest życiowym priorytetem, co docenia Pan najszczególniej w życiu, które teraz Pan prowadzi?

-Moim celem jest to, żeby pociągnąć ze sobą do nieba maksymalną ilość ludzi. A rzeczą, którą teraz cenię najbardziej u ludzi jest prawdziwa przyjaźń. Dziś wiem, czym jest taka przyjaźń, bez żadnej manipulacji.

-A może takie przeżycia, doświadczenia, pewnie też traumy także wniosły do Pana tożsamości coś wartościowego? Może czegoś nauczyły, pokazały inny świat, udowodniły, że trzeba upaść bardzo nisko, by móc kiedyś stanąć wyprostowanym?

-Nie, żadne doświadczenia z mojego starego życia nie wniosły nic realnego. Wielu ludzi myśli, że jeśli czegoś doświadczymy to jest to dla nas pomocne, a ja nie sądzę, że tak jest. Wśród moich znajomych są różni ludzie, są ludzie polityki, kultury, którzy nigdy nie doświadczyli takich rzeczy, a nie zmienia to faktu, że ci ludzie muszą zmienić swoje życie. Są to osoby wykształcone, mające pieniądze, ale w zetknięciu się z realną Ewangelią uświadamiają sobie, że mimo tego że nie są na społecznym dnie, to są na swoim osobistym dnie.

-Na koniec chciałabym zadać mocno osobiste pytanie- chodzi o miłość, tak relatywną i różnie dzisiaj odbieraną. W filmach gangsterzy to ludzie, którzy kochają szybko i niedbale, jeśli w ogóle skłonni są do poważniejszych uczuć, a przysłowiowa dziewczyna gangstera nie reprezentuje szczególnie wysokiego poziomu. Jest Pan pastorem- więc mowa tu o głębokiej więzi i miłości do Boga; ma Pan rodzinę, o którą się Pan troszczy. Jak długo więc te emocje ewoluowały, przez jakie fazy przechodziły i co Panu ta różnica- między tamtym a tym kocham, pokazała?

-W wyniku mojej relacji z Bogiem we mnie zaczęły umierać pewne instynkty. Tutaj trzeba zrozumieć ważną kwestię, dla wielu ludzi chrześcijaństwo znaczy przestać robić złe rzeczy i zacząć robić dobre, a to nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. We mnie zaczęły umierać fałszywe rzeczy, a więc też fałszywa miłość. Pojawiło się we mnie uczucie miłości, która zaczęła się eksponować w ten sposób, że zaczęło mi zależeć na drugim człowieku. Zaczęło mi zależeć bardziej w taki praktyczny sposób- przykładem jest moja żona- mnie zaczęło zależeć na jej sprawach. I to nie kwestia tego, że chcę jej się przypodobać, bo my się bardzo dobrze znamy, ja jej dzisiaj niczym nie zaskoczę, ani ona mnie. Dowiedziałem się, że taką centralną częścią miłości jest zorientowanie na drugiego człowieka- dzisiaj jestem zorientowany na drugiego człowieka i sprawia mi to radość. I okazuje się, że te słowa, które są napisane w Biblii, że bardziej błogosławioną rzeczą jest dawać niż brać mają potężne znaczenie. Kocham, bo mi zależy na szczęściu drugiego człowieka. Rozmawiałem jakiś czas temu z moim piętnastoletnim synem i powiedziałem mu tak: „Słuchaj, czy będziesz miał w szkole pały, czy szóstki, mój stosunek do ciebie się nie zmieni. Czego byś nie zrobił w życiu, będę cię tak samo kochał. Na moją miłość nie musisz sobie zasłużyć- ja cię kocham mimo”.

-A jak Pan ocenia spotkanie w Wałbrzychu?

-Myślę, że bardzo wielu ludzi zostało dotkniętych. Po spotkaniach takiego kalibru, mam bardzo dużo informacji zwrotnych w ciągu kolejnych tygodni. Do mnie ludzie dzwonią, piszą, kontaktują się ze mną i mówią, że coś strzeliło w nich, coś pękło. Staram się mieć z nimi kontakt i kierować ich do ludzi na ich terenie, którzy poznali Jezusa, bez względu na denominację, na Kościół. Wiem, że będą zmiany. Ludzie generalnie boją się zejść w głąb siebie- ogólnie jest okej, jak rozmawiamy o sprawach humanistycznych, moralnych- wszystko w porządku, ale kiedy mówimy, że to ty masz problem, to ludzie nie chcą, mówią: „Nie podchodzę tam, bo jest to za duża ingerencja”, ale ludzi to wszystko dotyka, wiem o tym.

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group