Piątek, 29 marca
Imieniny: Helmuta, Wiktoryny
Czytających: 4600
Zalogowanych: 1
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Wałbrzych: A dlaczego nie biznes i taniec?

Sobota, 12 czerwca 2010, 14:05
Aktualizacja: 14:08
Autor: Magdalena Sakowska
Wałbrzych: A dlaczego nie biznes i taniec?
Violetta Kowalska
Fot. użyczone
Z Violettą Kowalską, od listopada szefem działu sprzedaży w nowo otwartym salonie Toyoty w Wałbrzychu (wcześniej w Świebodzicach), a od maja 2009 współwłaścicielką Studia Tańca „Rytm”, też w Świebodzicach, rozmawiamy o biznesie, tańcu i życiu.

- Jak to wszystko się zaczęło?

Violetta Kowalska: Przygoda z Toyotą zaczęła się 14 lat temu. Spędziłam w niej większość dorosłego życia. Samochody zawsze były w nim obecne. Mój tato jest zawodowym kierowcą. Razem z nim od dziecka naprawiałam samochody ciężarowe. Pamiętam zapach oleju samochodowego. Moje dzieciństwo to spodnie, krótko ścięte włosy i podawanie tacie kluczy. Jeździłam z nim w trasy, jeśli to było możliwe, prawo jazdy zrobiłam mając 15 lat i pół roku czekałam na dokumenty. Domki dla lalek i inne dziewczęce zajęcia nie zyskały u mnie szczególnej aprobaty.

- A Toyota?

Violetta Kowalska: Moi rodzice kupili używane auto w salonie Toyoty, a ja właśnie wtedy kończyłam szkołę. Zaczęłam tam pracę jako pomoc dla działu handlowego – układanie faktur, parzenie kawy – i nieoczekiwanie wzięłam się za sprzedaż. Lubię wyzwania i dodatkowego animuszu dawała mi świadomość, że znajdowałam się na szlaku, który dla kobiet był jeszcze nie do końca przetarty. Szef we mnie uwierzył, bo sprzedawałam dużo samochodów. Tyle, ile koledzy, którzy dzielili się ze mną swoim doświadczeniem i niejednokrotnie dawali mi cenne wskazówki. Podstawą jest nie bać się ludzi i stale się uczyć. Od kolegów. Od klientów. I to jest taki barter – oni dla mnie, ja dla nich. Na pewno nie wiem jeszcze wszystkiego. Trafiłam na szefa, który jest bardzo normalną osobą. Zna życie, kiedy było źle – i nie zapomniał o tym. Sprzedaję od 1997, więc z przeciętnego rachunku wynika, że mam na koncie już około tysiąc aut.

- To całkiem spory parking...

Violetta Kowalska: A cztery lata temu zostałam kierownikiem działu handlowego. Sama ten dział ukształtowałam. Uczyłam pracowników tak, jak mnie uczono. Jestem otwarta na innowacje. Zajmuję się teraz logistyką, ale nie chcę rezygnować ze sprzedaży, mimo że w Toyocie nie ma takiego zwyczaju, żeby kierownik sam sprzedawał auta. Ale ja nie wyobrażam sobie tego, żeby nie sprzedawać, nie kontaktować się z ludźmi, siedzieć za komputerem. Mam też dodatkową funkcję, którą sobie cenię – koordynatora do spraw kontaktów z klientami, czyli kogoś w rodzaju negocjatora, kto rozstrzyga konfliktowe sytuacje.

- Jak się w tym wszystkim znalazło miejsce na taniec?

Violetta Kowalska: To też pasja z dzieciństwa. Moje pokolenie wychowało się na „Dirty Dancing”, ale w latach 80. nie było zbyt wielu możliwości, żeby tańczyć. Filmy taneczne oglądałam, delikatnie mówiąc, wielokrotnie. I zadałam sobie pytanie: a dlaczego nie szkoła taneczna w Świebodzicach? Odkryłam, że burmistrz pasjonuje się tańcem i odtąd stale nam pomaga.

- A Pani tańczy?

Violetta Kowalska: Uczę się tańczyć we własnej szkole. Lubię tańce latynoamerykańskie. Hip-hop – patrzeć: owszem, tańczyć: niekoniecznie. Cieszę się, że dzieci chcą się uczyć. Staramy się wyjść w stronę ucznia, podać mu rękę, umożliwić naukę. Ale na pierwszym miejscu jest zawsze Toyota. Tu się wychowałam. Nie znam innego życia. Pewnie, gdyby było trzeba, to bym się przekwalifikowała, ale trudno mi to sobie wyobrazić.

- A współpraca z Maciejem Florkiem – jak do niej doszło?

Violetta Kowalska: Weszliśmy w bliską współpracę z panią Małgosią Gietler, jego choreografką. To było trochę wypłynięcie na szeroką wodę. Byliśmy na rynku dopiero od paru miesięcy, ale pomyślałam sobie – czemu impreza na dużym poziomie ma się odbywać tylko w dużym mieście? Znowu: czemu nie Świebodzice? Jestem otwarta na logiczne argumenty. Jeśli mi ktoś powie dlaczego nie, ale nie na podchodzenie do wszystkiego z obawą. Są dwa rodzaje groźnych wrogów – niedoceniony i wyimaginowany. Może chciałam też udowodnić sobie. Orka była straszna. Traumatyczne przeżycie, a z całego występu widziałam może 20 minut, ukryta pośród oświetleniowców i z wyciszonym telefonem komórkowym. To był trochę poligon, ale nauczyliśmy się wiele, przede wszystkim dzięki Małgosi Gietler.

- Jak się Pani odnalazła jako kobieta w tak „męskim” biznesie jak sprzedaż aut?

Violetta Kowalska: A dlaczego nie kobieta i samochody? Wydaje mi się, że kobieta jest równie dobrym handlowcem jak mężczyzna, bo potrafi stworzyć klimat, którego nie potrafi stworzyć mężczyzna w relacji z innym mężczyzną - klientem. Gdzie jest powiedziane, że wyłącznie mężczyźni? W naszym drugim salonie na Bielanach Wrocławskich szefem działu sprzedaży też jest kobieta i też pracują tam prawie sami mężczyźni. Tylko w recepcji zatrudnione są kobiety.

- Czy na początku było trudno?

Violetta Kowalska: Momentami było trudno, ale przezwyciężanie trudności przynosi wiele satysfakcji. Hartuje człowieka i daje mu niezbędne doświadczenie, które stanowi fundament rozwoju, zarówno osobistego, jak i zawodowego. Miałam trochę ułatwione zadanie, bo to ja tworzyłam dział handlowy. To ja starałam się kształtować relacje. Na pewno są dziedziny, w których mężczyźni są lepsi, ale przede wszystkim chodzi o uzupełnianie się. Na szkoleniach widzę coraz więcej kobiet.

- Pani recepta na businesswoman?

Violetta Kowalska: A jest jakaś recepta? Nie ma recepty. Myślę, że nie istnieje szablon, którego realizacja doprowadzi nas zawsze do tego samego punktu w rozwoju zawodowym. Na pewno nie uczestniczyć w wyścigu szczurów. Sukcesem jest spotkanie na swojej drodze właściwych ludzi. Bardzo wiele zależy od szefa. On otwierał mi wszystkie furtki. Trzeba umieć się dopasować do sytuacji. Żadnych szablonów. Zawsze warto być człowiekiem, jak kiedyś śpiewał Dżem – i szanować wszystkich.

- Czy ma Pani jeszcze jakieś inne pasje?

Violetta Kowalska: Podróże, ale nie mam na to czasu poza urlopem. Fotografia, która przynajmniej w małym stopniu pozwala mi zatrzymać najpiękniejsze chwile i emocje z nimi związane, stanowiąc swoisty wehikuł czasu. Uwielbiam podróżować, zwiedzać starożytne budowle, poznawać inne kultury i obyczaje z nimi związane. Czasami lubię też sprawdzić swoją sprawność na jakimś parku linowym, co sprawia mi wiele radości.

- A pracoholizm?

Violetta Kowalska: Czasami jestem pracoholiczką, ale pracuję nad tym. Potrafię spędzać wolny czas, choć przyznaję, że muszę być w kontakcie z firmą. Jestem spełniona w pracy – ale jest życie poza nią, a moje życie prywatne jest bardzo udane i szczęśliwe!

- Co jest najważniejsze?

Violetta Kowalska: Na polu prywatnym rodzina i pasja, a w pracy zawodowej kreatywność i komunikatywność. Lubię pracować z ludźmi. Obserwować ich. Patrzeć, jak się cieszą, kiedy odbierają samochód, kiedy tańczą. Oczywiście, jest też stres. Ale jakoś tak – fajnie jest. Mam swoje wartości. Goniąc za czymś nieważnym gubimy to, co jest ważne. I to tylko nasza wina.

Czytaj również

Komentarze (11)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group